modus in actu modus in actu
5150
BLOG

Syndrom sztokholmski na przykładzie "leszczy i lemingów"

modus in actu modus in actu Polityka Obserwuj notkę 37

 Rozmowa szefa NBP M. Belki z min. Sienkiewiczem zawiera dość interesujący wątek, który obrazuje stosunek rządu i w ogóle osób sprawujących władzę do polskich przedsiębiorców - "tłustych misiów". 

W rozmowie tej ujawnia się wątek związany z działalnością Mennicy Polskiej oraz jej szefa Z. Jakubasa. W jednym z programów biznesowych Z.Jakubas przedstawił historię walki rządu oraz NBP z jego firmą - była to historia szokująca. Dodam, że Z. Jakubas w rozmowie tej przyznał się do swojej sympatii do D. Tuska i PO, co ma istotne znaczenia dla zrozumienia sensu niniejszego tekstu. 

Stosunek rządu lub też władzy do polskich przedsiębiorców jest dość specyficzny. W ostatnim czasie Poczta Polska przegrywa przetarg na wysyłki sądowe - wygrywa go firma zagraniczna. Masowy upadek polskich firm budujących autostrady, nacjonalizacja rynku księgarskiego,  zakup Pendolino z konsekwencjami dla polskiego przemysłu w tej branży, w ogóle likwidacja polskiego przemysłu itd.

Przykłady negatywnego stosunku rządu PO do polskich przedsiębiorców mają swoją analogię w przykładach negatywnego stosunku rządu do przeciętego obywatela - wyborcy.

Różnica polega na tym, że o ile w pierwszym przypadku wnioski narzucają się samorzutnie i intuicyjnie, to w drugim przypadku wymagają przeprowadzenia pewnych operacji analitycznych.

Punktem wyjścia analizy jest określenie celów, jakie stawia sobie rząd a szczególnie rząd D. Tuska. W aspekcie ekonomicznym tym celem są określone poziomy poszczególnych abstrakcyjnych wskaźników na czele z PKB - właściwe poziomy tych wskaźników pozwalają utrzymać władzę - o czym zresztą była mowa w podsłuchanej rozmowie. Przy okazji warto zauważyć, że wzrost tych wskaźników jest całkowicie niezależny od wartości ich korelatu materialnego tj. wzrostowi wskaźnika PKB równie dobrze może towarzyszyć wzrastająca wielkość "kupy gruzu", lub np. powiększająca się liczba urzędników z wzrastającymi wynagrodzeniami i innymi świadczeniami. Inaczej mówiąc wzrost PKB może bezpośrednio przyczyniać się do wzrastania obciążeń budżetowych a tym samym wzrostu zadłużenia, jeżeli materialny korelat tego wzrostu ma strukturę generującą wzrost obciążeń. Przykładem niech będzie inwestycja w fabrykę, która potencjalnie generuje zyski, zatrudnienie itd. (jak wiadomo tego typu inwestycja jest zabroniona przez dyrektywy UE) a z drugiej strony inwestycja w stadion, który generuje przyszłe obciążenia. Podobnie z inwestycją w nowych wyborców PO, czyli urzędników, którzy generują obciążenie z konsekwencją w postaci konieczności wydłużenia wieku emerytalnego, notabene dla tych urzędników, bo przecież przedsiębiorca lub przeciętny obywatel, jeżeli już cokolwiek otrzyma, to zapomogę.       

Sądzę, że "kupa gruzu" jest dość trafnym określeniem materialnego korelatu wzrostu PKB rządu PO i D. Tuska.  

Jednym z elementów, który warunkuje poziom tych wskaźników, ma wymiar psychologiczny i jest uzależniony od powszechnego optymizmu obywateli, co skutkuje inwestycjami, konsumpcją itd.   

W 2007 roku D.Tusk w kampanii wyborczej obiecuje cud gospodarczy, co stało się motywem dość dużego optymizmu skutkującego bańką inwestycyjną i konsumpcyjną. Optymizm przeciętnego obywatela skutkował rekordowym popytem na kredyt, co wywołało określone efekty na poszczególnych rynkach w tym np. rynku nieruchomości. Bańkę inwestycyjną doskonale obrazują wykresy poszczególnych indeksów na danych rynkach. W jednej z poprzednich notek przedstawiłem indeks WIG20, który wyraźnie obrazuje z jednej strony hossę, szczyt a następnie bessę - wykres ten w aspekcie ogólnym tj. uwzględniającym trend jest analogiczny do zaobserwowanych trendów na innych rynkach.

Nie budzi większego zdziwienia to, że hossa na polskiej giełdzie miała miejsce w okolicznościach dość specyficznych tj. lata rządu PIS-u, czyli lata 2005-2007. Okres ten w powszechnej opinii określany były bardzo negatywnie, co paradoksalnie wpływało na powiększanie a następnie aktualizację zysków przez tych, którzy znają naturę rynku - trzeba pamiętać, że pod względem poszczególnych wskaźników makroekonomicznych np. deficyt budżetowy, tempo wzrostu PKB, wskaźnik obrazujący relację długu publicznego do PKB itp., był to jeden z najlepszych okresów w historii polskich finansów - co doskonale oddają poszczególne indeksy rynku giełdowego. Oczywiście zgodnie z tym, co napisałem wyżej, dobre wskaźniki finansowe niekoniecznie muszą oznaczać równie dobrych wskaźników gospodarczych, gdyż w tym drugim wypadku wagi nabiera korelat materialny oraz jego struktura. 

 Legendarny cud gospodarczy z kampanii D. Tuska oraz jego obietnice wywołały efekt powszechnego optymizmu, co poskutkowało zwiększonymi długoterminowymi inwestycjami przeciętnego obywatela. Tego typu sytuacje są znane w historii rynków finansowych i określa się je jako okoliczności znamionujące koniec hossy i początek bessy. Koniec hossy zwykle cechuje się masowymi inwestycjami "leszczy" - ujmując rzecz potocznie - odpowiednikiem rynkowych "leszczy" są potocznie zwane polityczne "lemingi" - dodam, że w aspekcie znaczenia tego wyrażenia napisałem stosowną krytyczną notkę. 

W następstwie obietnic D.Tuska na fali powszechnego optymizmu, powstał efekt w postaci zwiększonego popytu na kredyt, na nieruchomości i inne dobra  w tym dobra konsumpcyjne, co wobec ograniczonej podaży wywołało bańkę w postaci wzrostu cen na tych rynkach.

W sytuacji gdy rynek nasycił się optymizmem cudu gospodarczego, nastąpiła krótka równowaga a następnie drastyczny spadek cen z konsekwencjami dla "leszczy" i "lemingów".

Powstaje efekt w postaci takiej, że PO i D. Tusk osiągają swoje cele tj. odpowiednie poziomy abstrakcyjnych wskaźników i zdobywają władze a następnie ją utrzymują a z drugiej strony przeciętny obywatel rozpoczyna nowe życie "w czasie pożyczonym", któremu zazwyczaj towarzyszy psychologiczny korelat, czyli lęk i obawa.

O ile sytuacja PO i D. Tuska jest korzystna, to towarzyszy jej niekorzystna sytuacja przeciętnego wyborcy, który dokonał inwestycji na fali optymizmu cudu gospodarczego a następnie obserwuje rynkowy spadek ceny tej inwestycji, wzrost odsetek, opłat itp. - beneficjentem zysków są w większości zagraniczne banki oraz inne instytucje finansowe i ubezpieczeniowe.

Podobna sytuacja dotyczy konsekwencji związanych z motywacjami inwestycyjnymi przeciętnego wyborcy, opartych o słynną "zielona wyspę".

 Omawiany problem w wymiarze bardziej konkretnym doskonale obrazuje przykład Amber Gold, gdzie mamy firmę, która wiarygodność swoją opiera na związkach z obozem władzy - zatrudniony syn D. Tuska. Instytucjonalna wiarygodność umożliwia osiągniecie niemałych zysków przez właściciela Amber Gold, kosztem przeciętnego inwestora, który jak rozumiem podejmował decyzje w oparciu o zaufanie do instytucji i władzy - przypominam słynną scenę z samolotem i fizycznie zaangażowanymi politykami PO.    

 Pomimo różnego typu sytuacji, które wskazują na instrumentalne wykorzystywanie przeciętnego wyborcy: "leszczy i lemingów", ten sam przeciętny wyborca w dalszym ciągu popiera D. Tuska i PO. Jest to sytuacja dość zdumiewająca aczkolwiek psychologiczny aspekt tego zjawiska, doskonale opisuje oraz wyjaśnia teoria syndromu sztokholmskiego, czyli teoria wyjaśniająca sytuacje kiedy ofiara kocha oprawcę.

Syndrom sztokholmski został określony oraz zdefiniowany w następstwie wydarzeń które miały miejsce w Sztokholmie w roku 1973. Dwóch mężczyzn wkroczyło do banku, aby go obrabować. Kiedy na miejsce przyjechała policja, rabusie wzięli czterech zakładników  (trzy kobiety i mężczyznę) i przetrzymywali ich przez sześć dni. Gdy z kolei przybyła ekipa ratunkowa, zakładnicy nie wykazali najmniejszej woli współpracy, bronili swoich porywaczy, obwiniając za całą sytuację policję. Po upływie pewnego czasu od porwania jeden z uwolnionych zakładników założył fundację, której celem było zbieranie funduszy dla prawników porywaczy, a jedna z zakładniczek zaręczyła się z oprawcą.

Tak narodziło się pojęcie syndromu sztokholmskiego, opisującego sytuację, gdzie ofiara porwania - zakładnik traci krytycyzm wobec swojej sytuacji, zaczyna wierzyć, że jej oprawca działa w słusznym celu, co pozwala darzyć go sympatią.

Jak twierdzi amerykańska psycholog, dr Natalie de Fabrique, zajmująca się badaniem tego zjawiska, syndrom sztokholmski pojawia się u ofiar nieświadomie. To instynktowny, psychologiczny mechanizm obronny, dzięki któremu łatwiej jest im odnaleźć sens tego, co się dzieje, i uniknąć załamania nerwowego.

Policja na świecie odnotowała wiele przypadków analogicznych zachowań.

Według danych zbieranych przez FBI, aż 27 proc. ofiar porwań lub zakładników ma objawy syndromu sztokholmskiego. Jednym z najbardziej wstrząsających przykładów jest przypadek Nataschy Kampusch, która jako dziesięciolatka została porwana przez pedofila i uciekła od niego dopiero po ośmiu latach. Po uwolnieniu Natascha przyznała, że była związana uczuciowo ze swoim oprawcą.          

Psychiatra Frank Ochberg, na potrzeby FBI zdefiniował to zjawisko i określił warunki oraz kryteria jakie muszą zostać spełnione. Do tych warunków i kryteriów zaliczył: nagłe doświadczenie czegoś przerażającego, np. zagrożenie życia, które pojawia się zupełnie znienacka i człowiek staje się pewien, że umrze. Następnie dochodzi do doświadczenia infantylizacji, kiedy ofiary nie mogą samodzielnie nic zrobić - ani zjeść, ani mówić, ani skorzystać z toalety - jak dzieci. W tej sytuacji drobne przejawy uprzejmości ze strony agresora - jak danie porwanym czegoś do jedzenia - wywołują "prymitywny odruch wdzięczności". Najmniejszy przejaw pozytywnych uczuć ze strony sprawcy sprawia, że ofiara zaczyna dostrzegać w nim wybawcę, a nawet przyjaciela - ofiara zaczyna odczuwać pozytywne emocje względem prześladowcy. Paradoksalnie ludzie z zewnątrz, którzy starają się uwolnić ofiarę, nie są już w jej oczach wyzwolicielami, lecz osobami, które chcą skrzywdzić jej jedynego obrońcę.

"Więźniowie doświadczają potężnego, prymitywnego pozytywnego uczucia wobec porywacza. Wypierają, że znaleźli się w tej sytuacji właśnie przez tego człowieka" i reagują tak, jakby był "tą właśnie osobą, która pozwoli im przeżyć" - wyjaśnia Ochberg.

Według profesor psychologii Ireny Pospiszyl syndrom sztokholmski to "paradoksalna reakcja obronna, charakteryzująca się pewnego rodzaju fascynacją osobą agresora i szukaniem ratunku właśnie u niego". Pomimo tego, że sprawca może znęcać się psychicznie i fizycznie nad ofiarą, pokazując w ten sposób, że jej dalsze przeżycie jest zależne tylko i wyłącznie od jego woli, ofiara nie mogąc liczyć na pomoc innych ani ucieczkę, z upływem czasu coraz lepiej poznaje sprawcę oraz obdarza go bezgranicznym zaufaniem.  

W wyniku przeprowadzonych badań udowodniono, że omawiany syndrom powstaje wtedy, kiedy: ofiara jest w sytuacji, w której boi się o swoje fizycznie lub psychiczne przetrwanie – a sytuacja, kiedy oprawca zdecyduje się na radykalne kroki, jest realna; czuje izolację od innych, otaczających ją bodźców – czy to fizycznie (non-stop pracuje, ofiara przebywa tylko w jednym miejscu), czy psychicznie (nie przyjmuje racjonalnych wytłumaczeń od innych ludzi); występują małe ustępstwa lub drobne, miłe gesty ze strony oprawcy (pochwała, dobra ocena, mały sukces w sporcie lub innej dziedzinie); ofiara postrzega niemożność ucieczki z danej sytuacji.

Objawy i symptomy syndromu sztokholmskiego to: pozytywne uczucia ofiary wobec sprawcy; zrozumienie przez ofiarę motywów i zachowań sprawcy i podzielanie jego poglądów;  pozytywne uczucia sprawcy względem ofiary; pomocne zachowania ofiary wobec sprawcy; negatywne uczucia ofiary wobec rodziny, przyjaciół, autorytetów próbujących ją ratować; niezdolność zaangażowania się w zachowania, które mogłyby doprowadzić do jej uwolnienia od sprawcy.

Syndrom sztokholmski to mechanizm przetrwania - jest walką o życie. Pojawia się w sytuacjach skrajnie traumatycznych, jak podczas porwania, uwięzienia, bycia zakładnikiem, u osób wykorzystanych seksualnie, jeńców wojennych, członków sekty, ale również może pojawić się w związkach emocjonalnych np. związkach miłosnych, opartych na dominacji jednego z partnerów. Skutki syndromu mogą występować długo po zakończeniu kryzysu.

Sądzę, że do powyższej listy można dodać wątek polityczny, gdyż jak twierdzi Nils Bejerot, szwedzki kryminolog i psycholog, zjawisko to polega na emocjonalnym związaniu się pod wpływem pewnych czynników ze swoim oprawcą, niekoniecznie ujętym jako osoba – może to być równie dobrze firma, uczelnia i partia polityczna.

 Jak widomo polityka wzbudza olbrzymie emocje. Warto zwrócić uwagę, że jednym z wyjaśnień syndromu sztokholmskiego może być zjawisko dysonansu poznawczego. Teoria dysonansu poznawczego tłumaczy, jak i dlaczego ludzie zmieniają swoje poglądy, opinie i odczucia. Dysonans poznawczy to pewien stan organizmu, samoistnie motywujący do jego usunięcia. Pojawia się, gdy człowiek ma przed sobą dwie informacje poznawcze, kolidujące ze sobą. W sytuacji traumatycznej na początku pojawią się uczucia negatywne wobec sprawcy. Jednak fakt, że żyjemy, że doświadczamy niewielkich przejawów dobroci z jego strony, powoduje, że zaczynamy odczuwać pozytywne emocje. Aby pozbyć się dysonansu, zaczynamy spostrzegać sprawcę nie jako wroga, ale jako przyjaciela, walczącego w słusznej sprawie.

Wszystkie decyzje, jakie podejmuje ofiara, są podyktowane perspektywą sprawcy. Ofiara zastanawia się, co może zrobić, by zadowolić oprawcę, jak się zachować, żeby nie sprowokować wybuchu agresji. Jest osaczona przez jego potrzeby, pragnienia i przyzwyczajenia.

Osoba lub instytucja kontrolująca stara się izolować ofiarę od innych osób, które mogą chcieć jej pomóc i stosuje przy tym techniki manipulacyjne. Zmusza ofiarę do podejmowania radykalnych decyzji. Ofiara woli zerwać kontakt z realną rzeczywistością, żeby nie wywoływać złości u oprawcy.  

 Symptomy, czy też cechy syndromu sztokholmskiego są zdumiewająco podobne do symptomów lub też cech efektów wywołanych zastosowaniem odpowiednich technik manipulacyjnych np. w działalności wywiadowczej lub też technik manipulacyjnych w tzw. inżynierii społecznej.

 Tego typu działalność wymaga podjęcia wielu różnego typu czynności, które mają za zadanie nie tylko wprowadzić przeciwnika w błąd ale również utrwalić go w tym błędzie. Podstępne oszustwo wręcz zakłada współdziałanie dwóch stron, gdzie oszukujący potrzebuje nie tylko zdobyć zaufanie ofiary ale również wyzwolić zaistnienie relacji cichego pokrewieństwa. Relacja pomiędzy oszukiwanym a oszukującym musi opierać się na ścisłej ochronie tajemnicy istniejącego miedzy nimi związku, przez co zacieśnia się sieć wzajemnego uwikłania. Im bardziej cel zaplątuje się w konspiracyjną sieć, tym bardziej zmuszony jest ufać swemu zwodzicielowi. Współdziałanie w realizacji wspólnego celu musi być na tyle silne, że cel jest skłonny bronić swojego zwodziciela aby nie narazić się na zarzut, że został wystrychnięty na dudka. Z drugiej strony w interesie oszukującego jest dopomagać celowi w powiększaniu rangi jego znaczenia w oczach jego bezpośredniego otoczenia.

Zwieńczeniem sztuki oszustwa i dezinformacji jest doprowadzenie do takiej sytuacji, w której ofiara otrzymuje wersje wydarzeń w która wierzy i co do której jest przekonana. Dzięki temu "ofiara oszustwa oszukuje samą siebie".

Świadomość ofiary powinna być tak ukształtowana aby informacje fałszywe były traktowane jako prawdziwe i odwrotnie - jak mawiał Lenin: podczas przeprowadzania akcji dezinformacyjnej należy "mówić im to, co chcą usłyszeć". Co więcej świadomość ofiary musi być tak pewna prawdziwości swoich przekonań aby naturalna skłonność poddawania ich w wątpliwość, była mocą wypracowanego nawyku odrzucana. Tym samym konieczne jest tworzenie stereotypów i utrzymywanie ich w mocy, co współcześnie może odbywać się poprzez publiczne ośmieszanie pewnych treści, co odbywa się przy pomocy mediów.

Ofiara poprzez kategoryczne zaprzeczenie musi odrzucać możliwość, że jest przedmiotem dezinformacji poprzez np. nadawanie odpowiedniej negatywnej konotacji tzw. spiskowym teoriom. Zresztą tego typu negacja jest bardzo wygodna, gdyż jest użytecznym ograniczeniem wyobraźni oraz umysłu tzn. pozwala ukierunkować swoje działanie tylko wobec tego, co przynosi  bieżącą korzyść. Kategoryczna negacja opiera się na założeniu absolutnej pewności siebie tzn. ofiara w sposób bezgraniczny ufa własnym zdolnościom, co pozwala jej odrzucać jakiekolwiek podejrzenia o byciu podatnym na manipulację. Wszystko to sprawia, że ofiara staje się bezbronna - J.J. Angleton były szef CIA zauważa, że "kiedy służba wywiadowcza uwierzy w swą odporność na oszustwa ze strony wroga, oznacza to, że jest w najwyższym stopniu na nie podatna", to samo dotyczy przeciętnego obywatela - pełne przekonanie co do swoich racji, poparte aspektem psychologicznym i emocjonalnym w myśl przedstawionej zasady, zwiększa podatność na manipulację. Angleton zwraca uwagę, że oszustwo nie kończy się wraz z informacją ale z prawdziwym przekonaniem. Przekaz medialny powinien więc wzmacniać nabyte przekonania ale w taki sposób aby było to dokonane własnymi siłami wroga, przez co wzmocni się fałszywy obraz rzeczywistości w tym przypadku w zbiorowym umyśle wroga. Ponadto przekaz powinien być tak ukierunkowany aby tak jak już wspomniałem odbiorca słyszał to, co chce usłyszeć, aby utwierdzał się w przekonaniu zgodnie z uprzednio ukształtowanym pragmatycznymi oczekiwaniami oraz nabytymi nawykami.

Angleton obrazuje sposób przeprowadzenia tego typu operacji przy pomocy "pętli", która składa się z linii przekazu informacji. Z jednej strony oszukujący przekazuje odpowiednio zmodyfikowaną informację - oczywiście w odpowiedni sposób a z drugiej strony przy pomocy "kretów" pozyskuje informacje na temat reakcji ofiary. Tak jak pisałem w jednej ze swoich poprzednich notek, współcześnie rolę "kretów" mogą pełnić sondaże, celebryci i dziennikarze oraz tzw. autorytety, które mają zagwarantowaną oglądalność oraz moc przekazu. Po za tym inne techniki w tym np. wielość powtórzeń określonych treści, co musi mieć przełożenie na kształtowanie się przekonań - wynika to z wypracowania i ukształtowania pewnego nawyku - "leszcze i lemingi" mają naturalną potrzebę głoszenia poglądów powszechnie akceptowanych, co pozwala karmić im swój konformizm wraz z poczuciem zachowania akceptacji oraz prestiżu w swoim środowisku.

 Sądzę, że syndrom sztokholmski odzwierciedla w psychologii to, co technika manipulacji odzwierciedla w dziedzinie umiejscowionej w kontrfaktycznych warunkach poprzedzających obserwowalne zachowania społeczne.

 Ponadto sądzę, że istnieją jeszcze inne korelatywne dziedziny, które mają zapewnić pełną gwarancje stabilności systemu politycznego i ładu społecznego w ramach demokracji poprzez absolutne warunkowanie przeciętnego wyborcy - w tym kontekście polecam notkę "nieświadome struktury i różnice.  

 Z punktu widzenia psychologii i syndromu sztokholmskiego oraz faktów, czyli efektów rządów ostatnich 7 lat zarówno w wymiarze makroekonomicznym jak i mikroekonomicznym, wydawałoby się, że D. Tusk i PO to polityczni i ekonomiczni oprawcy a ich wyborcy to ofiary - zgodnie z modelem relacji określonej teorią omawianego syndromu.

Istnieje wiele podobieństw, między modelem a obserwowalnymi zjawiskami.

Po pierwsze zachodzi obiektywny ekonomiczny skutek działania oprawcy na niekorzyść ofiary, co zostało omówione na wstępie, czyli min. życie w czasie pożyczonym z konsekwencjami.  Następnie infantylizacja przejawiająca się w dość uproszczonej, wręcz dziecinnej komunikacji, która motywuje ofiarę do podejmowania określonych wyborów - chodzi tu o dość proste techniki manipulacyjne. Ofiary motywują się medialną narracją, gdzie miarą ilość powtórzeń a treścią odpowiednia ranga celebryty, co gwarantuje zaistnienie pożądanego przez model elementu prymitywizmu.

Kolejne elementy, czyli bezgraniczne zaufanie do oprawcy i nienawiść potencjalnego wyzwoliciela. Niczym nie uzasadniona fascynacja oprawcą - z samych taśm wynika, że państwo istnieje teoretycznie, czyli D. Tusk i PO to tylko pewna zasłona o charakterystyce chorągiewki albo raczej czystej zwiewności.

Biorąc pod uwagę obserwowalne zjawisko relacji między aktualną władzą a ich wyborcami, można powiedzieć, że spełnia ono wszystkie warunki formalne, czyli określone przez model, aby uznać tą relację za przejaw syndromu sztokholmskiego. 

 Tak jak wspomniałem przedstawiony model dotyczy faktycznej, bezpośredniej relacji D.Tusk, PO - wyborcy w aspekcie psychologicznym i fenomenalistycznym.

Ten aspekt jednak jest poprzedzony założeniami kontrfaktycznymi, które warunkują zachodzenie tej relacji - mowa o manipulacji zgodnie z interesem zewnętrznym.

Mechanizm syndromu sztokholmskiego może być bowiem wykorzystywany przez rzeczywistych beneficjentów sposobu działania polskiej demokracji, co rzutuje na efekty ekonomiczne.

Jeżeli przeciętny obywatel żyje w czasie pożyczonym, podobnie zresztą jak państwo, to istnieje zarazem ktoś, kto czerpie z tego niemałe zyski. Jeżeli inwestycje ukierunkowywane są w stadiony, orliki i w przedsięwzięcia, które generują obciążenia, to również istnieje ktoś, kto na tym zyskuje - dlatego też państwo istnieje teoretycznie.        

Do władzy i państwa czasów PRL-u można mieć wiele zastrzeżeń, w tym to, że była to władzą na usługach Moskwy ale nie można wysunąć zastrzeżenia, że była to władza i państwo teoretyczne - a wręcz przeciwnie. Demokracja co prawda była fikcją ale to pozwalało władzy na działania i inwestycje, które przede wszystkim wzmacniały gospodarkę a nie ją osłabiały poprzez generowanie przyszłych obciążeń, jak to ma miejsce obecnie - oczywiście należy pamiętać o ogólnych warunkach społecznych, politycznych, ekonomicznych i innych.    Zresztą lata 90-te to olbrzymia prywatyzacja majątku po PRL-u, gdzie środki zostały "przejedzone" przez III RP. O ile po PRL-u coś pozostało, to po III RP zostają tylko długi, emigracja oraz oczywiście wierna władzy teoretycznej armia urzędników jako nosiciel obciążeń.

Teoretyczne istnienie państwa jest zgodne z interesem zewnętrznym, dlatego też kultura polityczna w naszym kraju została ukształtowana wedle modelu, który zapewni realizację tych interesów. Ten model określa cechy możliwego premiera, prezydenta i w ogóle władzy a z drugiej strony określa cechy pożądane przez ukształtowane oczekiwania wyborców, zarówno racjonalne - oparte o możliwości (ranga omawianego aspektu związanego z abstrakcyjnymi wskaźnikami), jak i psychologiczne, zgodnie z modelem opartym na syndromie sztokholmskim.  

W aktualnym stanie, wysokie poparcie w naszym kraju może mieć tylko marionetka, która z jednej strony spełnia oczekiwania interesów zewnętrznych a z drugiej strony mieści się w modelu, który określa strukturę i wyznacza granicę faktycznej realizacji demokracji w naszym kraju.

 

 

To co jest, jest in actu, natomiast to, co jest inaczej niż w akcie - naprawdę nie jest.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka